Jakub urodził się w ciężkiej zamartwicy, w wyniku niedotlenienia przy porodzie. Zdiagnozowano u niego mózgowe porażenie dziecięce. Tylko szybka i profesjonalna akcja reanimacyjna przywróciła go do życia.
Prognozy lekarzy nie były optymistyczne. Dziecko miało nie przełykać, nie siedzieć, nie chodzić, być bez kontaktu. A jednak ciągła rehabilitacja przynosi dobre efekty. Kubuś w tym roku skończy 9 lat i teraz potrafi turlać się, samodzielnie siedzi z podparciem, a trzymany za ręce stawia już pierwsze kroki. Nawet udało nam się zaprzestać używać ssak, który po jego urodzeniu był nieodłącznym elementem naszego życia codziennego. Bez niego nawet wyjście do lekarza było niemożliwe. Ale udało nam się! Teraz Kubuś go nie potrzebuje. I chociaż jeszcze nie przełyka, to na tyle dobrze sobie radzi, że nie trzeba go odsysać. Nie spoczęliśmy jednak na laurach i w dalszym ciągu intensywnie pracujemy nad przywróceniem odruchu połykania. Oprócz tego synek jest rehabilitowany ruchowo; tj. pionizowany i uczy się chodzenia. Poza rehabilitacją stacjonarną w przedszkolu, każdego popołudnia dowożę synka na prywatne zajęcia. Staram się także zapewnić mu intensywne usprawnianie na turnusach rehabilitacyjnych przynajmniej 4 razy w roku. Do tej pory nie było to takim wyzwaniem jak teraz. W tym roku samodzielne sfinansowane chociażby jednego turnusu rehabilitacyjnego może być dla mnie niemożliwe, ponieważ od ubiegłego roku wychowuję synka sama. Jego tata nie poradził sobie z posiadaniem niepełnosprawnego dziecka i odszedł. Poza płaceniem alimentów nie pomaga mi w żaden sposób, dlatego opieka nad synkiem w całości spoczywa na mnie. Jest ona bardzo trudna, ponieważ Jakub wymaga ciągłej uwagi. W związku z tym, iż nie przełyka, jest karmiony przez gastrostomię. Wymaga to miksowania każdego posiłku i podawania go strzykawką, jak również zakupu i wymiany wyżej wymienionych zgłębników gastrostomijnych, strzykawek oraz blenderów. Kiedy odwiozę synka do przedszkola mam czas na zrobienie zakupów, przygotowanie mu jedzenia na kolejny dzień oraz załatwienie spraw bieżących czy wizyty lekarskie. Ciężko jest mi poradzić sobie ze wszystkim samej, ponieważ jestem po leczeniu onkologicznym i jeszcze nie powróciłam do kondycji fizycznej sprzed choroby. Trzy lata temu wykryto u mnie nowotwór złośliwy piersi. Teraz jestem po zakończeniu leczenia i pod stałą opieką lekarską. A choć aktualne wyniki badań mam dobre, to chemioterapia pozostawia ślady w organizmie na długie lata.
Doceniam jak wiele udało nam się dotychczas uzyskać. Dlatego też wiem o co walczę. Jak ciężka praca i wyrzeczenia mogą odmienić życie mojego dziecka na lepsze. Obserwując postępy Kubusia głęboko wierzę, że to co robię przyniesie założony rezultat ? że synek zacznie przełykać oraz zrobi swoje pierwsze samodzielne kroczki. I to jest mój cel. Jest on tak blisko, a jednak jeszcze daleko? Dzisiaj dzięki intensywnej rehabilitacji Kuba potrafi przejść trzymany za ręce niewielkie odcinki. Jednak nasza praca nie jest zakończona. Teraz trzeba pracować nad wzmocnieniem mięśni nóg i utrzymywaniem równowagi. Jeśli chodzi o przełykanie, to powoli posuwamy się do przodu. Czasami słychać pojedyncze przełknięcia, ale są one jak na razie sporadyczne lub podczas snu. Niestety, w drodze do osiągnięcia naszych celów stoi olbrzymia przeszkoda ? pieniądze. Terapie i sprzęt rehabilitacyjny są bardzo drogie. Nie jestem w stanie sfinansować całego leczenia sama, bo niestety mówimy tu o dziesiątkach tysięcy złotych. Stawia to mnie przed niezwykle trudnym wyborem: ?Z której terapii skorzystać, a z której zrezygnować, bo na wszystko niestety nie starczy?? Ale jak tu zrezygnować z czegoś co pomaga, co daje szanse na samodzielne jutro? Mam świadomość, że to co synek wypracuje teraz, będzie owocowało w przyszłości. Z całego serca pragnę by kiedyś moje dziecko było jak najbardziej samodzielne, a bez intensywnych ćwiczeń nie będzie to możliwe. Wierzę, że dzięki ciężkiej pracy i pomocy ludzi dobrej woli, uda nam się to osiągnąć.